Malowanie intuicyjne jest jak prażenie popcornu!
[Co ta Celina znowu wymyśliła??? ]
Miałam ostatnio ochotę na poprcon. Kupiłam trzypak ziarenek, po czym wieczorową porą wyciągnęłam garnek (koniecznie – z przezroczystą pokrywką!), wsypałam do niego kukurydzę i szczelnie przykryłam. Stałam nad garnkiem w oczekiwaniu pierwszego wyskakującego „POP” ziarenka. Pojawiło się po paru minutach, potem kolejne i kolejne… Za chwilę ziarenka coraz szybciej fruwały w garnku, rozsiewając cudowny kinowy zapach po całej mojej kuchni. Następnie nadszedł najfajniejszy moment, czyli apogeum prażenia, kiedy w garnku rozpętało się prawdziwe popcornowe szaleństwo, pokrywka lekko podskakiwała, a ja miałam banana na twarzy jak dziecko, po czym wszystko zaczęło ucichać… Już coraz mniej i coraz rzadziej było słychać wybuchające ziarenka, a cały garnek wypełniła lekka, biała chmura popcornu, odurzająca zapachem tak mile przypominającym wyjścia do kina – szczególnie w dzieciństwie, kiedy mama robiła mi „popcorn – wynosa” do torebki, z której wyjadałam z radością prażoną kukurydzę w trakcie szkolnych seansów.
Kiedy popcorn był gotowy, przesypałam go do szklanej miski, żeby było elegancko oczywiście i zaczęłam chrupać. Pierwsze kęsy były przyjemne, lecz ku mojemu ogromnemu zdziwieniu doświadczenie jedzenia było dużo mniej ekscytujące niż sam proces przygotowywania go przy radosnych dźwiękach pękających ziarenek.
Stwierdziłam, że właściwie mogłabym znowu uprażyć kolejną paczkę popcornu tylko po to, aby mieć frajdę z obserwacji procesu, a potem komuś ją oddać do zjedzenia!
Czasami oczywiście zjadam całą pakę ze smakiem sama, przyglądając się potem z żalem kukurydzianym niedobitkom na dnie pustej miski – to zależy od dnia.
A więc jak to jest z tym malowaniem intuicyjnym?
W procesie Vedic Art odkrywamy fascynację samym faktem tworzenia i doświadczeniem bycia tu i teraz. Przestajemy myśleć, że mamy namalować obraz, jakiś, po coś, dla kogoś, dlaczegoś… Po prostu cieszymy się samą frajdą z kreatywności. Oczywiście gotowy obraz też daje nam satysfakcję, natomiast często wieszamy go gdzieś albo puszczamy dalej w świat tylko po to, aby wkrótce znowu wziąć białe płótno i zacząć malować coś nowego… Każdy proces twórczy jest fascynujący sam w sobie, niezależnie od tego jak bardzo na koniec spodoba nam się gotowy obraz i co z nim zrobimy.
To doświadczenie frajdy z samej obecności w malowaniu intuicyjnym po warsztatach przenosi się na całe nasze życie, ponieważ uczymy się cieszyć samym działaniem, zamiast wciąż być skupionym na efektach i celach. Unikamy dzięki temu wielu rozczarowań oraz PRESJI.
Tak, przede wszystkim pozbywamy się presji wyniku, stresu, związanego z oczekiwaniami. A kiedy robimy coś w radości i z pełnym skupieniem, to jak myślicie, jakie są efekty? No jasne, że są one jeszcze lepsze niż kiedy działamy pod presją!
Jak Wam się udaje na codzień działanie w pełnej obecności? Jak trudno jest Wam odpuścić myślenie o rezultatach na rzecz samej radości bycia i tworzenia?
Im bardziej odpuścimy, tym większa magia się zadzieje, a jej efekty nas zaskoczą…
Tymczasem, wracam do mojego popcornu.
Pięknego dnia!
Wszystkie aktualne terminy warsztatów w Leśnym Atelier znajdziesz tutaj.